top of page
  • Zdjęcie autoramartasiezmienia

JAKIE TO PROSTE




Założyłam tego bloga 3 lata temu. Podejmowałam wtedy kolejny zryw z cyklu "tym razem mi się uda". Byłam przekonana, że osiagnę sukces, schudnę, będę szczupła i dumna z siebie. Minęło te kilka lat, a ja czuję, że cofnęłam się o wiele kroków. Moja waga jest wyższa od tej, z którą wtedy startowałam, a ja równie silnie jak wówczas wierzę, że podejmuję ten wysiłek o stałe zmiany ostatni raz.


Nie jest łatwo znaleźć w sobie motywację i siłę, aby znowu z pełną wiarą ruszyć do walki o zmianę swojego stylu życia i wyglądu. Cały czas przecież pamiętam, że tyle razy się nie udało. A przecież "wystarczy" tylko jeść zdrowo i aktywnie spędzać czas. I tak robiłam. Spędzałam w kuchni po wiele godzin żeby przygotować zdrowe posiłki. Odmawiałam sobie słodyczy, chipsów i paluszków. Przestałam słodzić herbatę i kawę oraz zaczęłam pić wodę. Kupiłam sobie matę i hantle żeby ćwiczyć w domu, chodziłam na basen, gdzie polubiłam zajęcia z aqua aerobiku. Przełamałam wstyd i poszłam na siłownię i zajęcia aerobowe. Wyjęłam rower z piwnicy, zaczęłam chodzić na piechotę mierząc sobie ilość kroków. Myślałam, że skoro tak się angażuję to cel jest na wyciągnięcie ręki. Wyobrażałam sobie jak będę super wyglądać i jak cudownie się czuć gdy dotrę do mety. Ale w pewnym momencie dochodziłam do takiego etapu w którym przestawałam widzieć efekty. Kilogramy i obwody przestawały spadać mimo ciągłego zaangażowania, a ja nie umiałam w tej sytuacji zmotywować się do dalszej pracy. Bo niby po co skoro nie widać efektów. Z czasem zaczęłam wracać do starych przyzwyczajeń i nawyków żywieniowych. I to jest ten moment w którym rusza lawina. Zatracam się w przekonaniu, że przecież się starałam i nie wyszło. Kilogramy lecą na potęgę, ale w górę. Przestają pasować ubrania - kupuję nowe. Jest nawet taki moment kiedy staram się zaakceptować obraz siebie w lustrze. Mówię sobie wtedy "duże jest piekne", "Muszę siebie pokochać taką jaką jestem". Oszukuję sama siebie, że wszystko jest w porządku. Ale nie jest, bo źle się z tym czuję. Nie podoba mi się to, co widzę w lustrze. Nie podoba mi się, że idę do sklepu i nic na mnie nie pasuje. Nie podoba mi się, że nie mam energii i siły na nic. Nie podoba mi się, że kondycja spada mi na -100, a szybki marsz powoduje zadyszkę. Ale przecież walczyłam i nic z tego nie wyszło. Usprawiedliwiam siebie, że to nie moja wina, bo przecież tyle z siebie dałam...


Przychodzi kolejny etap, aby zacząć mieć do siebie żal. Bo przecież mogłam to przeczekać, wytrwać, iść dalej. Tylu osobom się udało. Widziałam tysiące metamorfoz dziewczyn, które schudły 10, 20 czy nawet 40 kg. I każda z nich mówiła tylko, że "wystarczy zmienić przyzwyczajenia" i być cierpliwym. Dlaczego ja nie byłam?


Ten żal miesza się z próbami zaakceptowania siebie, ale to nie możliwe, bo ja nie chcę być gruba. Tak zwyczajnie, po prostu nie podoba mi się to i bardzo pragnę zmiany. Tylko przestałam działać i iść w stronę sukcesu. Robię wszystko by swojego celu nie osiągnąć.


Wtedy zaczyna tlić się myśl, że może warto spróbować jeszcze raz. Zbieram się do tego przez kilka tygodni, aż w końcu rzeczywiście wchodzę na "dobrą stronę mocy". I chociaż cel jest słuszny i piękny to jego osiagnięcie wcale nie jest proste. To nieustanna walka z samą sobą, złymi nawykami i przyzwyczajeniami, zwątpieniem, pokusami, brakiem sił czy motywacji. Najgorszy jest jednak lęk, że znowu się nie uda. Pojawia się często. Nawet wtedy kiedy wszystko idzie dobrze, spada waga i obwody, a ja wciąż ze strachem wchodzę na wagę czy biorę centymetr do ręki. Czy tak musi być? Pewnie nie, ale u mnie tak to wygląda. Nie jest łatwo, nie jest prosto, ale wiem, że warto próbować znowu.


Od 6 stycznia postanowienie wcieliłam w życie i odżywiam się zdrowo. Waga pięknie spada, a ja jestem silna i zmotywowana.




Życzcie mi wytrwałości i trzymajcie kciuki !!!



34 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

POCZĄTEK

bottom of page