top of page
  • Marta Się Zmienia

JAK ZMOTYWOWAĆ SIĘ DO ĆWICZEŃ


Zaczynam od poniedziałku! Znacie to? Jeszcze w weekend poleżę sobie do góry brzuchem, ale od poniedziałku to już na pewno. Muszę! Energii i zapału jeszcze w niedzielę wieczorem całkiem sporo, ale przychodzi ten nieszczęsny poniedziałek i niewiele się zmienia. Jakimś dziwnym trafem zdarza się, ze właśnie wtedy mam tyle do zrobienia, że zwyczajnie się nie wyrabiam i moje aktywne życie przekładam na następny dzień. A potem na następny. I tak w nieskończoność.

Tak było jeszcze do niedawna, ale dzięki odpowiedniej motywacji zaczęłam ćwiczyć i aktywnie spędzać czas. Dzisiaj przedstawię Wam kilka sposobów na to, jak zmotywować się do ćwiczeń opisując własne doświadczenia. Może też Wam się przydadzą.

Dla osoby takiej jak ja, gdzie sport, a nawet wszelka aktywność była „złem wcielonym” zmotywować się do ruchu było niezwykle trudno. Sytuacji nie ułatwiała też moja nadwaga i brak kondycji. Dość szczegółowo swoje początki opisuję w artykule na swoim blogu „Chciałabym schudnąć, ale zrób to za mnie” (25 marzec). I nie będę Was oszukiwać, że było przyjemnie i cudownie. Nie! Było ciężko, ale dałam radę. I powiem Wam jeszcze coś. Aktywność fizyczną można polubić :)

JAK ZACZĄĆ?

Zastanów się na początek po co chcesz to robić? Dlaczego w ogóle o tym myślisz? Co Ci to da? Określ swoje cele. Dla mnie było to schudnięcie, zdrowie i lepsze samopoczucie. Bez celu trudno jest cokolwiek osiągnąć. Jeśli zobaczysz jak wiele jest do zdobycia będzie to świetna motywacja na start.

Błędem jest stawianie sobie nie realnych celów do osiągnięcia np:

  • Będę ćwiczyć codziennie przez 60 minut

  • Schudnę 10 kg w miesiąc

  • Pokocham to miłością prawdziwą i szczerą „od pierwszego wejrzenia”

  • Zmieszczę się w stare ciuchy, które leżą na dnie szafy, a ja się w nie nie mieszczę już od kilku lat

  • Wszyscy będą zauważać „Marta schudłaś”

Nic bardziej mylnego. Po pierwszych ćwiczeniach miałam zakwasy przez kilka dni i ogólną niechęć, bo było mi strasznie ciężko zrobić jakiekolwiek ćwiczenia. W pierwszy miesiąc w wielkich bólach schudłam 3 kg, a nie 10. Uwierzcie mi. Rozczarowanie nie jest dobrą motywacją. A przez kilka następnych miesięcy zastanawiałam się „jak można to w ogóle lubić, a co dopiero kochać”. Patrzyłam na te wpisy ludzi na facebooku pod hasłem „dzień bez treningu dniem straconym” i zastanawiałam się co oni bredzą? O wciśnięciu się w stare ciuchy nie mogło być mowy. Tym bardziej, że wybrałam sobie spodnie chyba z liceum ;) A tak naprawdę nawet jak schudłam 10 kg niewiele osób to widziało ;)

CO U MNIE SIĘ SPRAWDZIŁO?

Wiedziałam, że robienie czegoś, co nie sprawia mi przyjemności nie sprawdzi się na dłuższą metę. Tłumaczyłam sobie, ze jeśli chodzi o kondycję to ona się poprawi i potrzeba na to czasu. Nie od razu Rzym zbudowano i nie od razu Marta będzie aktywnie spędzać czas z uśmiechem na twarzy. Najważniejsze przecież, że mam chęci i ważne żeby zacząć robić cokolwiek.

  • Spacery – na początek wydawały się idealne. Tym bardziej, że mam dwa kochane kundelki, którym też tym sprawiłam przyjemność. Założyłam sobie, ze na początek będzie to godzina spaceru. Praktyka pokazała, że z moimi pupilami lepiej założyć odległość jaką przejdziemy, bo często się zatrzymywały, by się „uspołecznić”, więc praktycznie okazywało się, że 30 minut spacerowałam a resztę stałam. Z czasem zakładałam coraz większe odległości: 3 km, 5 km, a potem 7, 10. Tu już czas nie grał roli. Miało być tyle i nie ma przebacz. Nawet w deszcz potrafiłam spacerować.

  • Aqua aerobic – biorąc pod uwagę moje problemy z kręgosłupem i kolanami aktywność wręcz idealna. I naprawdę bardzo szybko to POLUBIŁAM. Ćwiczenia te mnie niezbyt męczyły, czułam miłe odprężenie jak wchodziłam do wody i bardzo mi się podobało. Oczywiście początki były trudne, bo się wstydziłam, że ktoś będzie się na mnie gapił i śmiał „co ta grubaska tu robi”. Ale pomyślałam sobie „Trudno. Jeśli tak będzie to mam to w d… Ważne jest moje zdrowie”. I wiecie co? To wszystko siedzi w głowie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi – w tym złym kontekście oczywiście. Dziewczyny były sympatyczne, obsługa na basenie pomocna, a instruktor konkretny i wymagający (to plus…hehe)

  • Zajęcia fitness – na początku chodziłam na spokojne ćwiczenia typu: pilates, zdrowy kręgosłup, maszyny cardio na siłowni (bieżnia, orbitrek, rowerek) żeby się wdrożyć do ćwiczeń jakichkolwiek. Nie chciałam serwować dla organizmu zbyt wielkiego szoku. Z czasem apetyt na ćwiczenia zaczął wzrastać. Zaczęłam sprawdzać inne zajęcia: ćwiczenia na brzuch, nogi, pośladki, TBC. Sprawdzałam też przy tym dane zajęcia u różnych instruktorów. Dużo zależy od osoby, która je prowadzi. Moją sympatię pozyskało TBC. Chociaż bałam się strasznie, że nie dam rady. Było super. Chodziłam na TBC dwa razy w tygodniu. Raz do Agnieszki, która wykorzystywała w ćwiczeniach ciężar własnego ciała i do Marty, która skupiała się na ciężarkach i sztangach. I nie bójcie się instruktorów J. Oni tam naprawdę są dla nas. Wielokrotnie zdarzało mi się, ze dla mnie były inne ćwiczenia np. nie obciążające kolan. Czasem pojawiała się też nowa oferta w jakimś miesiącu i szłam sprawdzić co to za ćwiczenia. Tak odkryłam „balance pilates” z wykorzystaniem dużych piłek.

Także nie obawiajcie się nowych rzeczy. Sprawdzajcie i testujcie wszystko aż znajdziecie coś co Wam się spodoba. Nawet ćwiczenia, które na pierwszy rzut oka wydają się nie dla Was. Po zajęciach może się okazać, że właśnie tego szukaliście.

  • Rower – ten rodzaj aktywności jest super, szczególnie na początku. Bo oprócz tego, że pobolewał mnie nie przyzwyczajony do jazdy tyłek, to nie czułam żadnego zmęczenia. Bardzo polubiłam tę formę aktywności. Używałam roweru też jako środka lokomocji. Wiadomo, że nie wszędzie dojadę rowerem, ale tam gdzie mogłam to jechałam. Niesamowite jest to, że przy tych przejażdżkach odkrywałam super miejsca, parki i widoki. I to tak niedaleko miejsca zamieszkania.

WYMÓWKI JAKIE STOSOWAŁAM

Bywały dni, że można by pomyśleć, że wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Nagle cały świat robił wszystko żebym „nie mogła” ćwiczyć. Oczywiście udawałam sama przed sobą, że bardzo bym chciała, ale:

  • Nie mam czasu – to chyba najczęstszy powód jaki stosujemy chyba wszyscy. „Chciałabym, ale nie mam czasu” – to zdanie czytałam też wiele razy od niektórych z was czy to w mailach czy w komentarzach. Prawda jest jednak taka, ze jak bardzo chcemy to czas MUSI się znaleźć. Jeśli nie na basen to może na rower, albo chociaż ćwiczenia w domu.

  • Nie mam kasy na zajęcia – jakby ciężko jest zbić taki argument, ale popatrzeć na to z drugiej strony to jest wiele alternatyw. Nie mam kasy na karnet? To idę na rower, rolki, pobiegać, pospacerować z kijkami, albo ćwiczę na macie z filmikami z yt.

Oprócz tego jest cała masa darmowych ofert i eventów sportowych w Warszawie – myślę, ze w innych miejscowościach również. Począwszy od treningów biegowych, ćwiczeń kondycyjnych, wzmacniających różne partie ciała, ogólnorozwojowych, a skończywszy na pilates i jodze itp. Ja osobiście skorzystałam z treningów biegowych. Spotykaliśmy się raz w tygodniu na Agrykoli i … było super. Ja wyszukuję takie wydarzenia na facebooku. Zresztą teraz ten mądry wynalazek sam mi „podrzuca” takie imprezy sportowe J

  • Nie mam odpowiedniego sprzętu – nie mam leginsów na fitness, butów do biegania, maty, ciężarków, nie mam stroju na basen. I tu jakby nie da się przeskoczyć tego braku ;) Ale ja kupiłam na początek strój kąpielowy za 14 zł i do tej pory mi służy, więc jakby argument braku kasy jest chyba zbity. Biegać można naprawdę we wszystkim, a na początek można obejść jest bez specjalistycznych butów. Na siłkę pierwszy raz poszłam w spodniach dresowych i T-shircie mojego A. i wcale jakoś zbytnio się nie wyróżniałam. Za matę służył mi koc, a ciężarki to były puszki z jedzeniem, albo butelki z wodą. Z biegiem czasu zasób mojego domowego sprzętu się powiększał – to fajny przykład na prezent J. Dostałam hantle, buty, matę, staniki sportowe J Pomału też sama dokupowałam ciuchy sportowe.

  • To i tak nie działa – kiedy ćwiczyłam kilka razy w tygodniu, a nie było widać większych efektów to po prostu się zniechęcałam. Zastanawiałam się „po co mam się tak męczyć, skoro i tak nie działa”. Dalej przecież jestem gruba. I może rzeczywiście zbytnio nie widać, ale... Czuję się lepiej, mam więcej energii, częściej się uśmiecham, poznaję fajnych i ciekawych ludzi, jestem sprawniejsza, wydzielają się endorfiny, mogę zrobić więcej ćwiczeń, przy marszobiegach wydłużam czas biegania, polubiłam różne aktywności, mam lepszą kondycję, pokonuję własne słabości J Mój organizm mi podziękuje

  • Muszę odpocząć tzw reset – i o ile on naprawdę jest ważny, bo przecież organizm potrzebuje czasu, aby się zregenerować. Ale uwierzcie mi. Nie potrzebuje całych tygodni ;)

CO BĘDZIE DOBRE DLA CIEBIE?

To sprawdzisz jedynie metodą prób i błędów. Nikt nie da Ci gotowej recepty. Pokazuję Ci co u mnie zadziałało. Może też sprawdzi się u Ciebie. A może znajdziesz jeszcze inną formę aktywności o której nie pisałam. Jest tak wiele możliwości, że wierzę, że dla każdego znajdzie się coś odpowiedniego.

Jakby się jednak nie polubiło aktywności fizycznej to i tak może przyjść taki moment, że będziecie tracić zapał i chęci. Za mną już wiele kryzysów i wiem, że pewnie jeszcze nie jeden przede mną. Grunt to nie poddać się całkowicie. Z każdej porażki można wynieść jakąś naukę na przyszłość.

Życzę Wam jak najwięcej pozytywnej energii i motywacji

:) :) :)

73 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page