top of page
  • Zdjęcie autoramartasiezmienia

W KRZYWYM ZWIERCIADLE


Ostatnio zaczęłam zastanawiać się ile w tym moim procesie zmian jest prawdy, a ile nie świadomego oszukiwania samej siebie. Czy aby na pewno te zmiany to takie fajne i atrakcyjne, a przede wszystkim na zawsze? Jak na zawsze to skąd te kryzysy i porażki? Czy jestem tak słaba, że nie daję rady, a może chcę za bardzo i wychodzi nie tak jak trzeba? A może zwyczajnie jestem przemęczona i muszę odpocząć? Gdzie jest ta granica pomiędzy "daniem sobie luzu", a "byciem konsekwentną"? Czy powtarzanie sobie "dam radę" ma w ogóle jakiś sens?

Nie jest łatwo mierzyć się ze swoimi słabościami. Powiem też szczerze, że nigdy też nie patrzyłam na nadwagę jako na chorobę, uzależnienie. Dzisiaj przez przypadek zaczęłam oglądać program w którym lekarz porównał otyłość do narkomanii i alkoholizmu. To co dla narkomana daje narkotyk, ja (osoba otyła) dostaję od jedzenia. Nigdy nie patrzyłam na mój problem z wagą w takich poważnych kategoriach. Bardziej śmiałam się z tego, że za bardzo lubię pizzę i pierogi, żeby być szczupłą...

LUSTERECZKO POWIEDZ PRAWDĘ...

Nigdy nie przepadałam za oglądaniem się w lustrze, a bywało też tak, że przymierzając jakieś ciuchy zalewałam się łzami. Czasem odpowiednie ustawienie robi swoje i wygląda się lepiej, ale nie zmienia to faktu, ze fałdki jak były tak są, a talia nie rysuje się tak jakbym sobie tego życzyła. Ale wiem, że ta prawda to wcale nie tak bardzo chciana... Podobnie ze zdjęciami... Najlepiej cyknąć z 10 i "coś się wybierze". Oczywiście najczęściej jest to selfi "z góry", bo wtedy wyglądam szczuplej i taką chcę siebie widzieć. Nie lubię na siebie patrzeć w lustrze. Zdjęcia z wakacji robione są "do pasa", żeby nie było widać brzucha... Moi najbliżsi już wiedzą jak się robi moje zdjęcia... Czy to ma jakiś sens?

DAM RADĘ

Podobno powtarzanie pewnych rzeczy sprawi, że możemy w nie uwierzyć. Takie pranie mózgu na własne życzenie. Więc od pół roku powtarzam sobie, że dam radę, że tym razem się nie poddam, a potem tłumaczę kolejną porażkę/kryzys/odpuszczenie, że najważniejsze że idę dalej. A może ja odporna jestem na zdrowe nawyki? ;) I owszem to ważne, ze nie rezygnuję, ale te potknięcia powodują, ze wracam na start... To samo z ćwiczeniami... Trenuję kilka razy w tygodni, a potem 0 razy przez wiele tygodni... Czy to ma jakiś sens?

NIE PALĘ!

Nie palę od ponad 7 miesięcy, ale są takie dni, że wciąż o tym myślę. Żeby zapalić chociaż jednego... Przecież i tak nikt się nie dowie. Ileż to razy widzę siebie oczami wyobraźni jak palę i jest mi błogo i przyjemnie. Pamiętam jak się cieszyłam, ze tak łatwo poszło, że rzuciłam z dnia na dzień, chociaż wcale tego nie planowałam. A teraz? Myślę, że bardzo chcę trwać w nie paleniu, ale też bardzo chce mi się zapalić. A to "chcenie" mnie wkurza... I to wewnętrzne "gadanie" z samą sobą mnie wkurza... Znacie takie rozmowy?

- (JA) Ale bym zapaliła - najpierw ta myśl dość chytrze pojawia się w mojej głowie

- (JA 2) Co za durna myśl. wytrzymałam już tyle, a teraz palić będę - ostro sama siebie krytykuję

- (JA) Ale jednego, a potem już nic. Kupię sobie fajki i zapalę - zaczyna się faza "a może jednak"

- (JA 2) Nie kupię - ćwiczę stanowczość

- (JA) Kupię, zapalę, a resztę wyrzucę - tu już tworzę plan

- (JA 2) Nie kupię. Wstyd przed samą sobą. Zresztą znam siebie i będę "musiała" się przyznać, ze zapaliłam - próbuję się zniechęcić i na razie to wystarcza.

Takie dialogi prowadzę z sobą czasem kilka razy w ciągu dnia. Najgorzej jest jak jestem na jakichś imprezach grupowych. Nagle za pomocą jakiegoś radaru wyłapuje wszystkie osoby, które palą w odległości kilku metrów ;) Masakra jakaś :) Nie daj Boże ktoś mnie jeszcze częstuje... Jakże ciężko jest odmówić

RUCH TO ZDROWIE

Jakby ktoś rozmawiał ze mną rok temu powiedziałabym nie lubię wszelkiego ruchu. Rowerem mogę się przejechać do pracy, żeby w korku nie stać. Spacer owszem, bo przecież z psami trzeba wyjść, ale nie żeby fajnie jakoś specjalnie było. Bieganie nigdy w życiu, bo umrę. Siłownia? Chyba cię pogięło, a fitness "nie podoba mi się ćwiczenie w grupie". Może chociaż jakieś brzuszki przed tv czy coś - absolutnie nie. Teraz przynajmniej tu widzę postęp, bo zdarza mi się odczuwać przyjemność z aktywności fizycznej i co dziwne im trudniej i dalej tym większą :)

MAŁYMI KROCZKAMI DO CELU

A może to są te małe kroczki? Może wcale nie oszukuję siebie, ze się zmieniam tylko po prostu tak jest. Metodą prób i błędów. Bo zwyczajnie nie da się zrobić wszystkiego tak na tip top. Z dnia na dzień nie zacznę biegać maratonów, a McDonaldsa omijać szerokim łukiem, bo fast foodu są nie smaczne. Rzucenie palenia to łatwizna i od jutra selfi tylko na wprost bo "kocham siebie taką jaką jestem"... Na miłość też przyjdzie czas :)

39 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

POCZĄTEK

bottom of page