SUKCES ZACZYNA SIĘ W GŁOWIE
- martasiezmienia
- 29 mar 2017
- 7 minut(y) czytania

BŁĘDNE KOŁO
Wszystko zaczyna się w głowie... Tyle razy słyszałam już to zdanie w kontekście odchudzania, ale nigdy nie zastanawiałam się jakie tak na prawdę ma znaczenie. Bagatelizowałam je uznając troszkę za slogan i banał motywacyjny. Jednak ludzie, których miałam szansę spotkać/poznać zmienili sposób postrzegania przeze mnie pewnych kwestii dotyczących tego tematu. I wtedy zdałam sobie sprawę że dla mnie odchudzanie z głową to już nie banał, a długotrwały proces przełamywania barier, wstydu, sposobu myślenia i stereotypów. To właśnie w głowie tworzyły się i na dobre zadomowiły negatywne myśli... Nagle się okazało, że przez te wszystkie lata to ja byłam swoim największym wrogiem, a nie inni ludzie. Ja w sensie moje myśli, które skutecznie zniechęcały mnie do wielu rzeczy - do zmiany nawyków żywieniowych, aktywności fizycznej i relaksu. Powodowały jedynie wstyd, zażenowanie i niepewność - zupełnie niepotrzebnie.
Bycie grubym jednoznacznie kojarzyło mi się z patrzeniem w ziemię, brakiem pewności siebie i wstydem. Podziwiałam niektórych ludzi otyłych, grubych, puszystych (zwał jak zwał) za uśmiech, radość życia, brylowanie w towarzystwie i podejście "kocham siebie taką/iego jakim jestem". Ja nie pochwalałam tego jak wyglądam i myślałam, że ludzie też tego nie pochwalają. Że krytykują mnie w myślach. Sama siebie ograniczałam, bo przecież nie pójdę na basen, bo jak będę wyglądać w stroju... Nie zacznę biegać, bo będą się ludzie ze mnie śmiać... Nie pójdę na siłownię, bo wszyscy sobie pomyślą "no! czas najwyższy". Nic bardziej mylnego. To najgorsze co mogłam zrobić... Sama odbierałam sobie szansę na zmianę i poprawę komfortu życia.
W pewnym momencie dobrnęłam do takiego miejsca gdzie kręciłam się w kółko. To błędne koło wyniszczało mnie od środka, moje zdrowie i dobre samopoczucie. Jestem otyła ---> nic nie mogę zrobić, bo ludzie się będą śmiać/nie dam rady/nie mam silnej woli/nie mam kasy na siłkę/nie mam butów do biegania/nie mam czasu ---> więc zjem ---> jestem otyła ---> i tak w kółko. Tysiące wymówek i usprawiedliwień.
ZRYWY DO ODCHUDZANIA
Oczywiście przeżyłam mnóstwo energicznych zrywów do odchudzania. Nagle się budziłam i stwierdzałam basta! Muszę coś zrobić. Siadałam więc do neta, znajdowałam "super" dietę i odmawiałam sobie wszystkiego (tłuszczu, chleba, słodyczy, piwa, owoców, ziemniaków, makaronów, słodkich i gazowanych napojów, fast foodów, jedzenia na mieście, jedzenia kolacji a jeśli już to do 18, picia kawy). Jedyne czego sobie nie odmawiałam to palenia papierosów. Chodziłam głodna, zmęczona, zła, sfrustrowana... Ale chudłam... Ubrania stawały się luźniejsze, a ja pozornie szczęśliwsza, ale głodna... I przychodziło nieuchronne. Wygłodniała przeżywałam kryzys i wracałam do "normalnego" jedzenia na widok którego leciała mi ślinka. "Tylko dzisiaj" mówiłam sobie, "od jednego razu nie przytyję"... Ale na drugi dzień mówiłam sobie to samo... A potem zapominałam o temacie i wracałam do starych, złych nawyków. Nie trzeba było długo czekać na znienawidzony efekt jojo, który dopadał mnie ze zdwojoną siłą niż moje efekty chudnięcia i w końcowym rozrachunku chudłam 7 kg, a 17 tyłam. Oprócz tego sromotne uczucie porażki nie przyczyniało się do zmiany sposobu myślenia...
UPARTE STEREOTYPY
W mojej głowie (a podobno to tylko banał i slogan) zadomowiły się stereotypy. A to główne z nich:
- kolacja tylko do 18, a najlepiej jej nie jeść
- chleb i ziemniaki tuczą (ile razy słyszałam "musisz zrezygnować z chleba, bo inaczej nie schudniesz")
- owoce to sam cukier, więc lepiej ich nie jeść
- produkty light, 0% tłuszczu i fit są zdrowsze i lepsze w czasie odchudzania
- im mniej będę jeść tym szybciej schudnę
- piję wtedy jak chce mi się pić
- na kolację nie wolno jeść węglowodanów
- od małej przekąski między posiłkami nic mi się nie stanie
- tłuszcze powodują, że człowiek tyje, więc ich unikam i ograniczam maksymalnie
- porcje muszą być małe, najlepiej na małym talerzyku, żeby się wydawało, że jest więcej
Pewnie jeszcze parę rzeczy pominęłam, tyle tego miałam. Jak przy takich ograniczeniach i sposobie myślenia mieć siłę i motywację do odchudzania? Ja na samą myśl już miałam dość... Dodatkowo odmawiałam sobie wszystkich produktów, które wymieniłam we wcześniejszym punkcie.
OLŚNIENIE I INSPIRACJE
I któregoś dnia trafiłam na fantastyczną grupę o odchudzaniu. Nie będę tu wymieniać jej nazwy, bo grupa do tej pory zmieniła ją już kilkakrotnie, członków przybyło tysiące, są inni administratorzy i nie ma już tego klimatu. Najbardziej zaprzyjaźnione osoby stworzyły własną grupę, gdzie się wspieramy i motywujemy do dnia dzisiejszego... To właśnie ONE pokazały mi, że można inaczej, z uśmiechem, zdrowo i na całe życie :)
ZDROWA REDUKCJA
To było dla mnie prawie jak odkrycie Ameryki. Kilka zasad, które poznałam okazały się kluczowe dla zmiany złych nawyków. Dbanie o siebie stało się przyjemnością, zdrowe jedzenie okazało się smaczne, a ćwiczenia i regularna aktywność okazały się świetną alternatywa dla zalegania na kanapie. Oto kilka podstawowych zasad, które wdrożyłam u siebie:
określenie własnego zapotrzebowania kalorycznego. Dzięki wyliczonemu jestem pewna, że dostarczam organizmowi tyle energii, ile jest mu aktualnie potrzebne.
Nie tylko kalorie maja znaczenie, ale przede wszystkim rozkład makro czyli białek, tłuszczy i węglowodanów. To jest kwestia indywidualna i dla mnie w wyliczeniu odpowiednich proporcji nieoceniona była pomoc osób, które lepiej się na tym znają. Pomagały mi osoby z grupy :) I dalej pomagają :)
Kolejną ważną zasadą jest regularne spożywanie posiłków. Ja jem 4 o ustalonych porach, mniej więcej co 4 godziny
picie dużo wody
warzywa do każdego posiłku
włączenie aktywności fizycznej i znalezienie takiej, która sprawia frajdę
pozwalanie sobie czasem na błędy, reset, cheat meal - ale z umiarem
monitorowanie zmian, obserwowanie swojego organizmu
jedzenie jest urozmaicone, kolorowe, smaczne, zdrowe i zbilansowane
MIŁE "ROZCZAROWANIE"
Kiedy po raz kolejny postanowiłam spróbować zawrzeć nić porozumienia z aktywnością fizyczną, zastanawiałam się co mogłabym robić... Początkowo wybór padł na rower i świetnie, bo bardzo to polubiłam i z czasem w dużej mierze stał się to mój środek lokomocji. Czyli można TO polubić :)
Próbowałam biegać i o dziwo nikt się nie śmiał, a wręcz odwrotnie. W biegaczach bardzo podoba mi się to, ze oni są nastawieni do siebie wzajemnie bardzo pozytywnie. Pozdrawiają się na trasie i uśmiechają się do siebie... Nigdy i nigdzie wcześniej mi się to nie zdarzyło. Oczywiście pierwszy raz kiedy ktoś do mnie pomachał sprawił, ze zastanawiałam "kto to był"?... heheh ;)
Z ćwiczeniami w domu było różnie: czasem dużo komizmu i śmiechu, a czasem dużo łez i własne słabości. Pani z ekranu kończyła ćwiczenie, a ja dopiero zdążyłam się położyć na macie. Ona skakała bez zadyszki, ja po minucie myślałam, że wypluję serce... Ona krzyczała "ciśnij" a ja "pocałuj mnie w d...". Ona "jeszcze 30s" a ja "matko??! Ile???? i padałam na matę". Ona piękna, szczupła w seksi wdzianku bez kropli potu, a ja z wysiłku czerwona jak burak, zalana potem w obszernym dresie i koszulce mojego A. (bo w swoje przestałam się już mieścić)... To była wspaniała lekcja pokory. Z jednej strony przyznanie się, że jestem słaba i nie mam kondycji, a z drugiej jednak, ze teraz ode mnie zależy czy ją będę miała. To też walka ze swoimi słabościami i motywowanie samej siebie do podejmowania kolejnych prób. Ileż to razy powtarzałam sobie "dzisiaj zrobiłaś 10s planka, a za kilka tygodni zrobisz 60s bez mrugnięcia okiem". Dzisiaj 5 brzuchów a niedługo 35... i tak trwałam... Radość przychodziła wtedy, gdy przełamywałam własne bariery, gdy stawałam się silniejsza, gdy udawało mi się zrobić ćwiczenie które do tej pory nie wychodziło. Największą satysfakcję jednak miałam z tego, że trwam i się nie poddaję... I dalej ją mam :)
Przyszedł też czas na basen i siłownię. I tu również miłe zaskoczenie, bo nikt się nie gapi!! To siedziało w mojej głowie. I może są jakieś wyjątki od reguły, ale już nie zwracam na tych ludzi uwagi, bo robię coś ważnego dla siebie - dla swojego zdrowia, wyglądu i samopoczucia. I wbrew mojemu myśleniu na siłowni są mili i pomocni ludzie :) Przecież ja nawet nie wiedziałam jak włączyć i ustawić orbitreka ;) Jednak pierwsze dni były masakryczne. W szatni przebierałam się w trybie ekspresowym. Nawet nie wiedziałam, że tak szybko się da, ale trzeba było uniknąć tego, by ktoś miał czas na mnie spojrzeć ;) Podobnie na basenie. Strój zakupiłam najtańszy jaki był w ofercie - tak na wszelki wypadek, bo pewnie i tak mi się nie spodoba, więc szkoda wywalić kasę. Okazało się nie tylko, że nikt na mnie nie zwraca NAJMNIEJSZEJ UWAGI to jeszcze zajęcia są świetne. Aqua aerobik zmienił moje spojrzenie na aktywność i od tej pory aktywność = przyjemność/radość/satysfakcja co do tej pory było nie realne. Uwielbiam te zajęcia! Chodzę regularnie nie tylko dlatego, że trzeba się ruszać, ale dlatego, że to FAJNE :)
PODSUMOWANIE
Dzisiaj już wiem, że moje stereotypowe myślenie mogę wsadzić sobie w d... bo nie ma żadnego znaczenia. Myliłam się zarówno co do diety jak i aktywności fizycznej. Jedno i drugie może być przyjemne :) Dużo czasu mi zajęło, żeby jedząc kanapkę na kolację po 19:00 nie stawała mi w gardle. I nie dlatego, że była nie smaczna tylko dlatego, że była kolacją jedzoną po 18, a tym bardziej tą kolacją był chleb. Podobnie z ćwiczeniami, które już nie kojarzą się z przykrym obowiązkiem, ale z przyjemnością.
I NA KONIEC PODZIĘKOWANIA
Ten wpis dedykuję wszystkim osobom, które towarzyszą mi w mojej walce o lepszą, zdrowszą i szczęśliwszą wersję siebie :)
Moim kochanym dziewczynom z grupy, które przez cały czas były, są i mam nadzieję, że będą moją wielką inspiracją i wsparciem :) Dały i wciąż mi dają mnóstwo uśmiechu, motywacji, dobrego słowa, pocieszenia, kopniaka w dupę kiedy trzeba, wiedzy, doświadczenia. To one mnie wszystkiego nauczyły i pokazały, że się da. DZIĘKUJĘ <3 Moja wdzięczność nie ma słów :) Bez Was nie byłabym w tym miejscu w którym jestem. Dziękuję Wam wszystkim i każdej z osobna.
Dziękuję mojemu kochanemu A., że jest ze mną zawsze - w radościach, smutkach, złości, zwątpieniu i nieustannie mnie wspiera, zachęca, motywuje, chwali i jest ze mnie dumny. To nieocenione móc dzielić z bliską osobą te wszystkie emocje :)
Dziękuję moim przyjaciółkom przede wszystkim za to, że nigdy nie wypowiedziały tego zdania: "znowu się odchudzasz?" ;)
Kochani pamiętajcie! Wszystko zależy od Was! Wystarczy zmienić sposób myślenia i działać. Wszystko zaczyna się w naszej głowie :) Zróbcie tam remanent :)
Myślcie i działajcie pozytywnie :) i z przyjemnością :) To możliwe!!!
<a href="https://www.bloglovin.com/blog/18819105/?claim=ejrfzsh78tg">Follow my blog with Bloglovin</a>
Comments